Robiąc porządki w cyfrowym magazynie natknąłem się na dawny początek fabularyzowanego raportu bitewnego, jakie gracze w WFB (Warhammer Fantasy Batlle) nieistniejącej, a raczej nie aktualnej już gry, zwykli czasem pisać i umieszczać na forum Border Princes. My z moim przyjacielem tez popełniliśmy kilka takich raportów. Oto zachował się wstęp do jednego z nich. Nigdy nie dokończony raport bitwy Elfów wysokiego Rodu z Ich zdradzieckimi braćmi mrocznymi elfami zwanymi pogardliwie Druchii.
Zachowała się także pieśń która miała otwierać następny rozdział raportu. Niestety urywa się przed końcem.
Miłej lektury zatem i nie siedźcie tu długo bo zimno w tym lochu
Raport:
Powoli otworzył oczy odrzucając resztki snu z powiek. Nie lubił bardzo tego momentu gdy trzeba było pożegnać ciepłe senne marzenia i opuszczać to przytulne miejsce jakim było jego łoże. Przeciągnął się i zmienił bok wylegiwania. Dzisiaj nawet to wysłużone łóżko w dormitorium szkoły magicznej, odziedziczone po starszym adepcie nauk, a które na miano łoża nie zasługiwało wcale a wcale, wydawało mu się najwygodniejszym miejscem w Ulthuanie. Ależ nie chce mi się tam iść – pomyślał Alandir i znów przeciągnął się ziewając równocześnie- cholernie nie chce mi się tam iść i wkuwać tych wszystkich nudnych formuł, receptur i zaklęć. Powody, dla których młody student arkanów magii życia pałał taką niechęcią do swojej edukacji były dwa. Alandir tak jak i większość dorastającej młodzieży ulthuańskiej marzył o wielkiej sławie i chwale, marzył o bitwach i bojach, w których co i rusz samojeden pokonywał, czy to niezliczone rzesze znienawidzonych Druchii, czy olbrzymie i okropne demony chaosu. Los Ulthuanu wtedy warzył się na końcu jego klingi, a on wielki i nieustraszony Alandir zawsze ratował swoją ojczyznę i lud od niechybnej zguby - o tym, co działo się potem, gdy powracał zwycięski na wyspy otoczony nimbem chwały i wianuszkiem pięknych niewiast, które dla potężnego bohatera były gotowe na wszystko Alandir marzył również-tylko nieco bardziej skrycie. Drugi powód dzisiejszej niechęci młodego akolity był bardziej prozaiczny – zarwał wczoraj noc. Powód zarwania nocy był w jego mniemaniu bardzo poważny-wielka bitwa. Od pewnego czasu na wyspie modna stała się gra strategiczna nazywana przez grających –bitewniakiem. Krążyły pogłoski, że to nie kto inny ale sam Arcymistrz wymyślił i rozpropagował tą grę aby redukować napięcie jakie towarzyszy dorastającej młodzieży. Chcą wojen i bitew- mawiał –to dajmy im te ich wojny i bitwy tylko miniaturowe.
Szkoła jak zawsze wyglądała imponująco. Wielki biały gmach zdobny w cztery wieżyczki, które dodawały jego nieco przysadzistej konstrukcji, lekkości i dostojeństwa otoczony był tak zwaną aleją chwały. Była to pięknie brukowana uliczka okalająca budynek uczelni. Idący tą alejką, co pewien czas mijał misternie rzeźbiony pomnik przedstawiający postać wielkiego i potężnego maga. Sylwetki te zamarłe w dostojnych pozach raziły oczy spacerowicza swoją alabastrowa bielą i emanującym z nich pięknem. Nic dziwnego, bo ich wykonanie zlecano tylko największym mistrzom dłuta, a przepiękny marmur sprowadzano aż z dalekiego imperium. Alandir poprawił odzież, postawił kołnierz by, choć trochę ochronić się przed chłodem i przyspieszył kroku. Był już sporo spóźniony, ale liczył na to, że stary Tavaril, arcymistrz magii życia, jak zwykle będzie drzemał za swoją katedrą, a jemu uda się niepostrzeżenie prześlizgnąć do swojej ławki w czytelni. Przed samym wejściem jeszcze raz poprawił odzież i przyczesał włosy – stary Tavaril nie znosił, bowiem niechlujnego wyglądu, a kary, jakimi hojnie „obdarzał” za to przewinienie przyłapanych delikwentów były bardzo nieprzyjemne. Dalece bardziej nieprzyjemne od kar, jakie można było dostać za spóźnienie.
Nacisnął
klamkę i powoli otworzył drzwi, następnie kilka metrów korytarza
i parę schodów, które pokonał jednym zwinnym cichym susem. Teraz
tylko niepostrzeżenie wślizgnąć się do sali i bezszelestnie
usiąść w ławce. Miał to szczęście, że jego ławka znajdowała
się na końcu pomieszczenia, dodatkowo osłonięta nadłamanym
skrzydłem wypreparowanego młodego gryfa, który wisiał u powały
od niepamiętnych czasów. Tak więc musiało się udać. I udałoby
się gdyby nie to właśnie skrzydło, o które zahaczył, a które
zahaczone porostu odpadło. Co gorsza gruba warstwa wiekowego kurzu,
która zdążyła się nagromadzić na stworzeniu przez lata wiszenia
pod sufitem, opadła również. Alandir mocując się z kończyną
gryfa otoczony tumanem kurzu kichnął....kichnął tak potężnie że
echo tego kichnięcia jeszcze kilka sekund grzmiało na cichych
uczelnianych korytarzach. Po czym zrezygnowany usiadł i spuścił
głowę.
Pieśń:
Gdy rozpacz w serca niczym jad
słabości sączy czarne krople
wesprzyj nas Pani ciepłem rad
ześlij przez gwiazdy sny roztropne.
Do Ciebie wołam Undo’miel
Wieczorna Gwiazdo, Blasku Gwiazd
natchnij nas wiarą i nadzieją
bo oto znów nadchodzi czas
gdy Asur swoją krew przeleją.
Niedługo trwał pokoju czas
na umęczonej wojną ziemi
znów krwawym ostrzem biją w nas
zastępy wroga z kraju cieni
to czarny Druchii mroczny brat
okrutnym bogom zaprzedany
plugawi stopą wyspy kształt
podchodzi z wojskiem już pod bramy.
O Asuryanie! Panie nasz
Ześlij nam męstwo Aneariona
niech uśmiech znów rozjaśni twarz
niech męstwo w sercu się dokona.
Do broni bracia w trudny czas
bez walki wszakże się nie damy
My najdumniejsza z wszystkich ras
nie damy powlec się w kajdany
Dalej starucho Mortai-Heg
weź kostur swój i szykuj sakwę
bo wiele w nią nałapiesz dusz
nim przyjdzie skończyć tę masakrę.
Więc szykuj broń i rozchmurz twarz
Los został przez Nią już utkany
i stoi zapis pośród gwiazd
Kto ma powrócić z bitwy z nas
a, kto zostanie opłakany.
Gdy czarne arki z wojskiem swym
dobiły do wybrzeży wyspy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz