poniedziałek, 17 października 2022

Katapulta - czyli masz pan cegłę

Jak ważne podczas bitwy są machiny wojenne przekonał się już na własnej skórze niejeden generał.
Przekonałem się i ja, choć z początku podchodziłem do tematu dosyć niefrasobliwie. Nie, to nie tak, że bez maszyn nie da się grać. Można! Można nawet wygrać, ale machiny są świetnym dopełnieniem i ciekawą alternatywą. Niestety często są ciężko osiągalne i co tu dużo pisać, drogie. Pomyślałem o własnej konstrukcji katapulty mordorskiej do gry: Middle-Earth.

No ale zanim zacznę przynudzać opisem konstrukcji sprawdźmy co to w ogóle są te machiny i jak z nich strzelać.

Artylerię przedprochową możemy podzielić, jak uczy nas pan Włodzimierz Kwaśniewicz w „1000 słów o Broni białej i uzbrojeniu ochronnym”, na dwie podstawowe kategorie: neurobalistyczną- czyli taką która miota pocisk za pomocą energii zgromadzonej w materiale sprężystym np. balista, katapulta, kusza murowa i barobalistyczną -miotającą pociski z pomocą energii potencjalnej zgromadzonej w podniesionym ciężarze np. trebuszet, biffa.
Artyleria ta używana była od czasów starożytnych do czasów dzisiejszych. Katapulty w I wojnie światowej wykorzystywane były jako okopowe rozrzutniki min, natomiast zrobione z resorów samochodowych machiny neurobalistyczne służyły w powstaniu warszawskim do miotania pocisków zapalających i materiałów wybuchowych.

Skupmy się jednak na katapulcie.
Katapulta wyrzuca pocisk za pomocą energii uwięzionej w skręconych konopnych linach w których to osadzone jest ramie miotające. Ważną konstrukcyjnie częścią katapulty jest poprzeczka stopująca z poduszką amortyzującą zatrzymująca w sposób nagły ruch ramienia miotającego uwalniając tym samym pocisk.
Zaopatrzony w podstawowe wiadomości z zakresu inżynierii wojskowej postanowiłem zabrać się do pracy.
Model który zamierzałem zbudować oryginalnie wygląda tak:

katapulta Mordor


Czy się podoba, czy nie, to rzecz gustu. Ja postanowiłem nanieść swoje poprawki, ale tak jak producent oryginału, z lekka zadrwić z graczy tworząc machinę będącą hybrydą neuro i baro balistycznej koncepcji budowy. Stworzyłem model który nie byłby w stanie miotnąć pocisku z odpowiednią siłą. Gdzie jest ten błąd? Zostawiam to co bardziej dociekliwym do analizy. Nadmienię tylko, iż będę wielce uradowany gdy ktoś go wreszcie wskaże.

Materiały jakie użyłem do budowy tego modelu to:

- kantówka z balsy o przekroju prostokątnym
- patyczki drewniane o przekroju kwadratowym
- długie i cienkie patyczki do mieszania kawy/herbaty
- brystol
- drut florystyczny
- drut - tu kawałek rowerowej szprychy
- gips- jako kamienie
- jeden „makaron” z firanki
- łańcuszek od breloczka
- kordonek
- plastikowy pręcik (tu ułamana rzutka rohańska)
- kleje: cyjanoakrylowy i wikol.
- dobre chęci i trochę samozaparcia

Z założenia moja katapulta miała być mobilna, więc pomyślałem o kołach. Te odlałem z żywicy uprzednio modelując je z wosku i sporządzając formę. Jeśli będzie zainteresowanie to opiszę ten proces w dedykowanym wpisie. Choć teraz szybciej robi się takie rzeczy za pomocą druku 3d.

Najpierw sporządziłem rysunek i ogólny plan mojego modelu. Następnie poodcinałem potrzebne długości kantówek i patyczków. Ładnie udało się to zrobić za pomocą nożyka do tapet. ( nacinamy z każdej strony i łamiemy) następnie połączyłem ze sobą docięte elementy za pomocą wikolu i pinów ze szpilek. Po wyschnięciu kleju dodałem „brystolowe” blachy na okucia, łańcuch zamocowany do haków dogiętych z drutu florystycznego i element spustowy również dogięty z drutu florystycznego. Pomiędzy ramiona miała zostać zamontowana równoważnia stanowiąca oś obrotu ramienia miotającego. W samym ramieniu wywierciłem otwór w 1/3 odległości od końca z obciążeniem. Platformy na których spoczywa ciężar i pociski wykonałem z poklejonych wikolem patyczków do herbaty. Teraz pozostało poskładać wszystkie elementy.

Katapulta niemalowana


Najpierw nanizałem ramie na drut równoważni i zamocowałem go w uprzednio przygotowanych łożach w konstrukcji. Teraz dokleiłem poprzeczkę stopującą i koła. Miejsca połączeń obwinąłem kordonkiem i utrwaliłem cyjanoakrylem brudząc przy tym wszystko i wszystkich. Model był na ukończeniu ale nadal czegoś mu brakowało. Nity to była przysłowiowa wisienka na torcie. Długo nie potrafiłem znaleźć materiału by je wykonać. W końcu wpadła mi w ręce połamana rohańska rzutka, która pocięta lancetem okazała się strzałem w dziesiątkę. Do przymocowania tych pinów znów użyłem cyjanoakrylu. Pozostały tylko przeciwwaga i pociski i machina zbudowana. Te zrobiłem z gipsowych bryłek. Obciążenie obwinąłem sznurkiem z "makaronu” firankowego i na tym koniec. Katapulta gotowa.

A przepraszam jeszcze pominąłem ważny etap i użycie mojego ulubionego narzędzia, którego nazwa brzmi jak obelga: tępego rylca. Nim to odcisnąłem w balsie strukturę drewna.

katapulta niemalowana


Następnie malowanie i model już może strącać cherlawe gondorskie żołnierzyki w otchłań lub rozgniatać rohańską jazdę na smaczną i pożywną wysokobiałkową papkę dla naszych mordorskich hord. W pełnej krasie zaś katapulta prezentuje się tak:

katapulta pomalowana



niedziela, 16 października 2022

Rotunda krok po kroku

Jak wiadomo gry bitewne to przede wszystkim modele i piękne tereny.
I o ile dysponowałem pewnym magazynem makiet do gier fantasy, o tyle z Sagą pojawiła się potrzeba posiadania modeli odzwierciedlających zabudowania zgodne z epoką. Tu moja modelarska dusza podskoczyła z radości i wykręciła dzikiego hołubca. Czas było zabrać się do pracy.

Temat pojawił się przypadkiem, ot wpadła mi w ręce tekturowa rurka- pozostałość po ręczniku papierowym. Jej słuszna średnica pozwoliła wykorzystać ją jako bazę do budowy romańskiej rotundy. Na początku myślałem wzorować się na nietypowej w swym kształcie strzeleńskiej rotundzie św. Prokopa.

rotunda Prokopa


Jednak po namyśle wygrała ikoniczna wręcz cieszyńska rotunda św. Mikołaja i to ona posłużyła za szkielet mojego projektu.
rotunda Cieszyn


Niestety złośliwość rzeczy martwych dopadła i moje archiwa fotografii i z okresu twórczego zachowało się jedno zdjęcie robione przysłowiowym kartoflem. Nie pozostaje nic innego jak opisać czynności krok po kroku.
Najpierw zgromadziłem materiały:

-rura tekturowa większa
-rurka tekturowa po papierze toaletowym
-brystol
-klej Wikol
-posypka – w tym przypadku użyłem kaszy manny
-pilśnia na podstawę
-pokruszone kawałki gipsu jako kamienie

Pierwszym etapem prac było docinanie elementów do żądanych rozmiarów. Tu zdecydowałem się odejść od nieco przysadzistych proporcji rotundy cieszyńskiej i zwiększyłem wysokość nawy by nie była taka niska.
Potem dopasowałem i przykleiłem mniejszą tekturową rurkę do boku nawy, która w ten sposób stała się absydą.
Teraz zadaszenie. Wyciąłem i i zrobiłem dwa brystolowe stożki odpowiadające średnicami tekturowym tubom, które następnie przykleiłem na szczyty budynku.
Model zaczynał przypominać bryłę docelową i czas było pomyśleć o pokryciu dachu. Gont zrobiłem z brystolu. Wstępnie pociąłem go na cienkie paski, które potem pociąłem na małe prostokąty. Teraz wikol i układanie dachu. Zaczynamy to robić od najszerszej części stożka. Każda następna warstwa przykrywa poprzednią o +- połowę i jest przesunięta w bok tak by przykrywać szczelinę w warstwie poprzedniej. (jak dachówki)
Teraz czas na drzwi i okna. Po kilku próbach obramowanie okien i drzwi wykonałem z bristolu odciskając w nim strukturę kamieni tępym rylcem. Podobnie odtworzyłem strukturę drewna na drzwiach.
Teraz pokryłem całość ( poza oknami, drzwiami i dachem, rozwodnionym wikolem i posypałem kaszą manną. Po wyschnięciu model pokryłem białym podkładem od GW by zablokować ewentualne problemy z kaszą manną (od tej pory używam piachu akwarystycznego). Następnie osadziłem budynek na podstawie, dodałem kamienie i posypkę. Rotunda przed malowaniem wyglądała tak.

rotunda


Po porządnym wyschnięciu pomalowałem makietę farbami akrylowymi ( pędzlem i aerografem)

posadziłem trawę elektrostatyczną i dodałem imitacje mchów i porostów.

Po zakończeniu prac rotunda prezentuje się w sposób następujący:

rotunda

rotunda

rotunda

rotunda


I już jakiś spragniony chrześcijańskiej krwi wiking ma co rabować.


Saga - bardzo fajna gra ocierająca się o historyczność.


Moja przygoda z Sagą zaczęła się dosyć niefortunnie. Zainteresowałem się bowiem tym systemem u schyłku pierwszej edycji i jako niepraktykujący już rekonstruktor od razu doceniłem fakt, iż dzięki Sadze mogę dać upust swoim historycznym fantazjom. 

saga


Niestety po przeczytaniu podręcznika okazało się że to gra, hmm powiedzmy: parahistoryczna. Jej planszówkowy charakter i małe znaczenie manewrów na stole spowodowały że moi Normanowie przeleżeli w pudełku lat parę. Jak nigdy zasugerowałem się krążącymi 
wówczas wśród moich współgraczy nieprzychylnymi opiniami o tym systemie. W międzyczasie nastała druga edycja i pojawiły się nowe podręczniki które zakupiłem natychmiast. Niestety zapał znów przygasł na rzecz innych systemów wtym niekoniecznie historycznych. Po kilku latach spoglądania z wyrzutem sumienia na pudełko z normandzkim starterem podjąłem decyzję że czas je sprzedać. Na szczęście w Klubie Gier Alchemia natknąłem się na ludzi grających w ten System i wreszcie dzięki uprzejmości kolegi dane mi było stoczyć pierwszą bitwę. No i muszę tu, o zgrozo, publicznie odszczekać te wszystkie kalumnie, którymi dosyć hojnie obdarzałem ów system. Co niniejszym czynię: Hał hał.

saga


Saga okazała się być świetną, szybką, dającą wiele radości podczas rozgrywki grą jakiej od wielu lat brakowało na rynku. Prostota składania armii, historyczne i przede wszystkim tanie oraz dostępne modele tylko podnoszą jej atrakcyjność. Do tego dodać należy, iż to, czego tak się niesłusznie obawiałem, że gra ta będąc z pogranicza bitewniaka i planszówki, łączy i płynnie spaja te dwa światy. No ale koniec tych peanów, bo gotów jesteś pomyśleć drogi czytelniku iżem zwykły hultaj i nicpoń, klasyczny zbir internetowy, który za kilka monet gotów jest napisać co każą.
Koniec końców Normanowie poleżeli w pudle jeszcze pewien czas, bowiem Saga rozwinęła się o Erę Krucjat. Gdy tylko dowiedziałem się, że jedną z frakcji w tej erze są Krzyżacy wybór był prosty jako że dzieje tego zakonu interesują mnie od lat wielu. W krótkim czasie zostałem szczęśliwym posiadaczem tej armii i od tej pory niejeden stół bitewny spłynął plastikową krwią pogan i tych którzy myśleli iż bezkarnie można niepokoić sławnego Komtura Zygfryda de Löwe.

bitwa

Nie byłbym jednak sobą, gdybym nie podszedł do budowy mojej armii troszeczkę inaczej. Otóż pomyślałem sobie dlaczego by nie poszperać w księgach i nie odszukać postaci historycznych których awatarami będą figurki na stole bitewnym. Ale o tym w kolejnym poście dotyczącym Sagi.