Ragnar długo
czekał na tę chwilę. Był cierpliwy i oto wreszcie nadeszła.
Wreszcie będzie mógł dać upust swoim żądzom.
-Chce krwi! -pomyślał- O tak! Krwi!
Dziś znów liczni poznają jego gniew i
posmakują jego ostrza. A był zły i to nie na żarty.
Jakim cudem ta zapchlona grupka wypłoszy na koniach obroniła to stado krów? Gdzieś z tyłu głowy kołatało mu się pytanie- Jak
mogli się nie ugiąć przed moimi dzikimi zastępami? Przed moją siłą?
Tfu -splunął siarczyście- te kmiotki uwłaczają mi każdym oddechem. Najwyższy czas
to zakończyć!
Krew w jego żyłach pulsowała coraz mocniej i mocniej. Czuł narastającą falę
wściekłości i wiedział, że tego już nie da się powstrzymać. Jego dłonie coraz silniej ściskały imacz
tarczy i miecz. Mięśnie sprężyły się i zagrały. Nawet nie wiedział kiedy zaczął
miarowo uderzać głowicą miecza w swoją tarczę. Łup, łup, łup -wybrzmiało
złowrogo w powietrzu - łup, łup, łup podjęły oddziały. I w krótce dodały
chóralny okrzyk, który rozniósł się echem nad polem bitwy. Ragnar Rudobrody
wydał ostatnie rozkazy i ruszył do ataku.
Zza stada
krów widoczność nie była najlepsza, co smutno skonstatował dowódca konnego
oddziału krzyżowców.
-Na św. Eustazjusza niech no który zobaczy co się tam dzieje i skąd te hałasy i
wrzaski. Zawołał i podniósł się w strzemionach by widzieć trochę więcej. W
oddziale zrobiło się jakby ciszej, a każdy z jeźdźców od razu i z zapałem
rozpoczął prace naprawcze, czy to przy siodle, czy to przy innej części
końskiego rzędu. Widząc że nie ma odzewu
dowódca syknął: -Mściwoj i Tęgowoj zgłaszacie się na ochotnika.
-Wedle rozkazu!- odpowiedzieli z nieskrywanym zapałem, tak zapisałby skryba-kronikarz
chcąc pokazać dzielność i bitność Chrystusowych zbrojnych i tu pewnie
zakończyłby swój opis, choć niektórzy twierdzili, że zdało się jeszcze usłyszeć
ciche „no kurna wiedziałem”.
„Ochotnicza” dwójka spięła konie i powoli wyforsowała się do przodu starając
się zobaczyć jak najwięcej znad krowich zadów. Mimo łzawiących od smrodu oczu
udało im się dostrzec zbliżającego się Jarla ze swoimi oddziałami.
– Co widzicie? Dobiegł ich okrzyk od strony krów.
- Wali tu cała gromada z jednym wielkim jak niedźwiedź na czele! -Odkrzyknął
dowódcy Mściwoj.
-Ty…, a po co on tak wali tą głowicą o tarczę? – Spytał Tęgowoj – Na św.
Wojciecha on zaraz zrobi sobie jaką krzywdę.
Już mieli odjechać gdy niczym grom spadła na nich fala szalonego, mrożącego
krew w żyłach okrzyku Ragnara.
WAAAAArgHH- zawył i jeszcze bardziej zacisnął pięści na trzymanym ekwipunku. -WAAAARG
znów wyrwało się z jego gardzieli, a głowica coraz szybciej wybijała rytm o
tarczę. Już miał wpaść w wysuniętą szpicę, już widział przerażone oczy w
wizurach hełmów, gdy nagle zamiast miarowego, donośnego łupania rozległo się
tępo brzmiące brzdęknięcie i głownia miecza Rudobrodego oderwała się, uderzając
przy tym swojego właściciela w twarz i spadając pod jego nogi. Ragnar stanął
jak wryty.
-Ooo ja piernicze…tzn. Na Odyna -zaryczał- Na Odyna! Dlaczego!?
– He,he, mówiłem ci, że sobie coś zrobi- pierwszy odzyskał rezon Tęgowoj-
zobacz stoi jak słup i się drze jak nie przymierzając stare gacie: jodyny,
jodyny. No w sumie nic dziwnego, cały
pysk zakrwawiony to i jodyna się przyda.
-Dobra zbieramy się -zawołał Mściwoj - bo nic tu po nas.(...)
Żadna z
figurek nie zazdrości Ragnarowi jego losu. Wrócił do pudełka pokiereszowany i
smutny. A że serce mam miękkie i nie lubię gdy innym los nie darzy, to choć
wróg to mój okropny i poganin, to postanowiłem udzielić mu modelarskiej pomocy
w mojej Klinice dla Figurek.
KARTA PACJENTA
NUMER: 001
PACJENT: Ragnar Rudobrody
POCHODZENIE: prawdopodobnie Wolin
WIEK: nieznany
ROZPOZNANIE: Złamanie otwarte miecza wczesnośredniowiecznego, Stany
maniakalno-depresyjne.
LECZENIE: założenie szyny zrobionej z puszki po piwie, podwojenie
dobowej dawki etanolu.
Etapy powrotu do zdrowia
Krok
pierwszy:
Oderwałem złamany miecz i odrysowałem jego kontur na kawałku blachy z puszki po napitku. Następnie wyciąłem ów kształt lancetem.
Odłamaną część miecza oczyściłem i
przykleiłem "kropelką" do blaszki. Teraz, za pomocą mikro wiertarko-frezarki typu „dremel” wycieniłem plastikową część
miecza i przykleiłem bliźniaczą blaszkę na drugą stronę głowni. Gdy klej
związał delikatnie zeszlifowałem dremelem nadmiary blachy i wyfrezowałem
zbroczę.
Krok
drugi:
Małym wiertłem i tzw. różyczką wyfrezowałem otwór w dłoni figurki, bacząc by nie wybrać za dużo materiału. Tu uwaga! Plastik ma tendencję do oklejania frezów, co skutkuje niekontrolowanym powiększaniem otworu. By tego uniknąć należy nie dopuścić do nagrzania końcówki.
Potem nastąpił
dosyć żmudny proces dopasowywania końcówki rękojeści do wywierconego otworu.
Robiłem to etapami raz za razem przymierzając by nie powstały za duże luzy.
Krok
trzeci:
Wkleiłem
głownię miecza do reszty figurki za pomocą kleju epoksydowego, a gdy związał
wymodelowałem jelec i zatuszowałem miejsce łączenia (GS + żywica)
Krok
czwarty:
Podkładowanie
odnowionych części i malowanie.
Koniec
leczenia
Po tych zabiegach Ragnar Rudobrody zmienił się nie do poznania. Silny, dziarski i uśmiechnięty biega ochoczo po skrzynce na figurki, machając przy tym wesoło swoim nowym mieczem. Z początku wszyscy traktowali go jak maskotkę i nikomu to nie przeszkadzało. Klepali go po plecach i wołali : Byyykuu! Ale teraz zaczynają się pierwsze skargi. Na szczęście już jutro dostaje wypis i opuszcza progi naszej kliniki. Wraca na swoje stare śmieci czyli pod komendę Wojtka, by już wkrótce udać się do stolicy, gdzie za tydzień z hakiem przyjdzie mu znów stanąć do boju. Jeśli zdarzy ci się go przypadkiem tam spotkać, drogi czytelniku, ukłoń się grzecznie i przywitaj się z uśmiechem, równocześnie obmyślając plan ucieczki.
Tamtaradej.
Łzy szczęścia na mojej twarzy. Ragnar.. wracaj..
OdpowiedzUsuń