Pewnego dnia w korespondencji znalazłem dziwny list adresowany do mnie, a pisany przez niejakiego Hermana von Oppena Komtura Elbląskiego. Nie będę tu przytaczał całości epistołu bo to nie czas, ani nie miejsce, zresztą niewiele zrozumiałem z tego gotyckiego szwargotu. Napiszę jedynie po krótce, iż rzeczony Herman stanowczo odmawia ciągłego włóczenia swojego zadka po tej dziczy, gdzie tylko puszcze, lasy i inne bory poprzeplatane z rzadka jakimiś skałami i bagnami.
Co tu rabować? Pyta w liście Herman- Co palić? Kogo nawracać? Może borsuki albo
niedźwiedzie?
Koniec końców stanęło na tym, że dopóki nie będzie jakiekolwiek, choćby takiej
maleńkiej, wioski do spalenia to on Herman von Oppen i podlegli mu bracia oraz
sarianci na żadne rejzy nie ruszają.
Cóż było robić. Wszak Komtur to komtur, a nie byle kiep. Tu
się nie dyskutuje. No chyba, że jak pan Jurand ze Spychowa, ale to podobno nie
zawsze na zdrowie wychodzi. Nie chciałem więc ryzykować, ponadto chyba nie lubię
nosić włosienicy. Pozostało mi jedynie spełnić życzenie Pana Hermana. Chwile
pomyślałem, pokombinowałem i zabrałem się do pracy. Poniżej zamieszczam zdjęcie
efektu końcowego z opisem procesu produkcyjnego:
Jako głównego materiału postanowiłem użyć łodyg nawłoci. Roślina ta to mój cichy „patent” ponieważ świetnie nadaje się do zadań modelarskich. Jest łatwa w obróbce, a jej naturalna faktura na stole prezentuje się rewelacyjnie. Nie będę tu opisywał procesu pozyskania zdrewniałych łodyg, bo są one dosłownie na każdej łące. Najlepiej je zbierać od późnej jesieni do wiosny. Ja jeszcze na wszelki wypadek susze je chwile w piekarniku by pozbyć się wszystkich pasażerów na gapę. Potem łamię je na kawałki o odpowiedniej do magazynowania długości i przechowuje z innymi modelarskimi szpargałami, często przez resztę rodziny niesłusznie określanymi mianem śmieci.
Jeśli już jesteśmy przy śmieciach, to niepotrzebne puste pudełko po
herbacie posłużyło mi jako baza dla mojej chaty. Przyciąłem je lancetem do żądanej wielkości i pomalowałem je czarną farbą by zredukować ewentualne
przebijanie kolorów. Po wyschnięciu było
gotowe do dalszej pracy.
Całość prezentuje się następująco:
Korzystając z jednego bałaganu i z resztek materiałów, na szybko, w bliźniaczy sposób powstała półziemianka.
Teraz dzielny Komtur powinien być zadowolony. Może równocześnie palić i nawracać, albo nawracać i palić. Może również palić i palić albo nawracać i nawracać. Ma kombinacji bez liku. Spieszę mu o tym donieść.
Tamtaradej.
Szacun!
OdpowiedzUsuń