środa, 20 września 2023

Herman co Prusom się nie kłaniał.

 



Ogromniem rad z Twej wizyty czytelniku i cieszę się wielce, żeś nie bacząc na trudy i wszechobecny pośpiech, znalazł trochę czasu i zaszedł do mojego skromnego skryptorium. Rozsiądź się wygodnie i czytaj do woli, a gdy przeczytasz daj znać czy to, coś przed chwilą widział, było interesujące i czy kierunek którym obrał w tym poście, jest ciekawym i pożądanym. Będzie to bowiem post trochę inny od reszty, gdyż nie znajdziesz tu opisu modelarskich wyczynów ani sagowych perypetii. Będzie to post trochę w stylu: „a teraz coś z zupełnie z innej beczki”.

Od dłuższego czasu już opisuję, głównie na facebooku, przygody dowódcy mojej krzyżackiej armii czyli elbląskiego komtura Hermana von Oppena. Przedstawiając go w krzywym antropomorficznym zwierciadle moich postów, rysuję go jako bezkompromisowego dowódcę moich sił zakonnych często wspomaganych pomocniczymi armiami krzyżowymi. Nadane mu w celach uatrakcyjnienia i ubarwienia moich opisów cechy charakteru to tylko moja licencja poetica i zapewne sporo mijają się z prawdą. Ale czy na pewno? Spróbowałem to ustalić.  A, że nie jestem historykiem i mój warsztat w tym zakresie jest dosyć skromny to było to zadanie dosyć karkołomne. Czy się udało? Na to pytanie musisz odpowiedzieć drogi czytelniku, sam.

Herman von Oppen
Komtur Herman von Oppen szarżujący na fotografa.

Na początku opowiem dlaczego w ogóle pan Herman. Trochę przez przypadek, a trochę z rozmysłu. Gdy wciągnąłem się w system Saga od razu wybrałem Krzyżaków jako swoją główną armię. Dzieje tego zakonu interesują mnie i rozgrzewają moją wyobraźnie od dawien dawna, więc nawet nie sprawdzałem czy to w ogóle grywalna armia i czy na stole sprawdza się tak samo, jak sprawdzała się w świecie realnym. Teraz nadszedł czas na dowódcę. Ponieważ  Saga to gra z luźnym podejściem do historyczności pozwoliłem sobie na pewne nieścisłości w doborze mojej kadry. Zresztą gra nie wymaga od nas poszukiwania postaci rzeczywistych i odszukiwania ich w zakamarkach historii. To moja chęć nadania jej głębszego wymiaru popchnęła mnie do tego zadania.  Przyjemnie mi grać wiedząc iż figurki na stole to swoiste avatary realnych postaci z przeszłości. Tak więc szukałem kogoś z okresu końca XIII lub początku XIVw. bo wtedy zakon w Prusach był już potężnym państwem, a jako że tereny Warmii i Mazur są bardzo bliskie mojemu sercu to nie chciałem odtwarzać armii krzyżackiej z okresu walk w ziemi świętej. I tu pojawił się Elbląg ze swoim komturstwem. W tamtych czasach był to bardzo silny ośrodek zakonny w którym przebywało nawet do czterdziestu dwóch braci, gdy w innych konwentach zazwyczaj ich liczba nie przekraczała dwunastu. Teraz pozostało sprawdzić tylko kto był komturem elbląskim w tym okresie i sprawa załatwiona. Niby takie proste ale gdybym w swoich poszukiwaniach nie natrafił na Studium prozopograficzne Norberta Delestowicza: „Bracia zakonu krzyżackiego w Prusach (1310-1351)” nie była by to dla mnie sprawa taka łatwa jak mogła się wydawać. Na szczęście udało mi się nabyć tę pozycję i znalazłem w niej większość odpowiedzi na moje pytania. Na resztę natrafiłem podczas lektury : „Dzieje zakonu krzyżackiego w Prusach: Mariana Biskupa i Gerarda Labudy oraz w pozycji „Wojny Polski z zakonem krzyżackim 1308-1521” Mariana Biskupa no i oczywiście internetu.

zamek wysoki elbląg
Makieta elbląskiego zamku wysokiego.
http://www.znaczki-turystyczne.pl/znaczkowe-miejsca-turystyczne/elblag-stare-miasto-c683

Stare miasto Elbląg
Makieta starego miasta w Elblągu.
http://www.znaczki-turystyczne.pl/znaczkowe-miejsca-turystyczne/elblag-stare-miasto-c683

Sprawdźmy zatem jak to drzewiej z panem Komturem bywało. W pozycji pana Norberta Delestowicza na stronie 220 znajdziemy krótki opis naszego bohatera, który pozwolę sobie tutaj zacytować:

„Herman von Oppen (Herman, Hermannus, Herman Sachsze, Hermanus Saxo, Herman von Oppin). Po raz pierwszy brat ten jest wzmiankowany jako wicekomtur Elbląga od 24 czerwca 1314 do 28 sierpnia 1320 roku. W tym czasie w źródłach występuje jako Herman Saxo. Jest najpewniej tożsamy z Hermanem von Oppen, który sprawował funkcję komtura elbląskiego od 8 listopada 1320 roku aż do swojej śmierci 27 września 1331 roku, kiedy to poległ w bitwie pod Płowcami. Ponadto od 14 lutego 1327 roku do swojej śmierci pełnił jednocześnie urząd wielkiego szpitalnika.
Ustalenie nazwiska Hermana sprawiło w historiografii trochę problemów. J. Voigt nazwał wspomnianego brata Hermanem von Oettingen. Tym tropem podążył również  G. A. von M
ülversted. Herman sam siebie nazywa w wystawianych dokumentach tylko z imienia. Podobnie zapisany jest w Kronice Piotra z Dusburga i Kronice oliwskiej oraz u Dułgosza. Natomiast u Mikołaja z Jeroschina występuje jako Herman von Oppin. Podobnie nazywa go Wigand z Marburga, dopowiadając, że był nacione Saxo.
W wyniku badań, przeprowadzonych przez. Scholza zostało ustalone, że Herman pochodził z rycerskiej rodziny von Oppen (badacz używał formy von Oppin) osiadłej niedaleko miasta Bad Belzig. Część rodziny wyemigrowała do Prus, gdzie są poświadczeni od XIV wieku. W pruskiej prowincji zakonu jest obecny w I połowie XIV wieku również Otto von Oppen, który nie zrobił już takiej kariery  jak jego krewniak.”

komtur
Komtur powraca zadowolony po udanej szarży na fotografa

O ile, jak pisze pan Norbert, ustalenie nazwiska Hermana przysporzyło historiografom trochę problemów, to mnie prawie sparaliżowało, ponieważ mrowie jego nazw wpływało bardzo destrukcyjnie na moje poszukiwania, a brak naukowo-historiograficznego warsztatu doskwierał jak nigdy dotąd. I dopiero to jedno zdanie traktujące o tym jak nazywał Hermana J. Voigt, poukładało mi większość puzli. W wielu pozycjach nasz bohater występuje bowiem jako  „von Oettingen”. Sam pan Marian Biskup szeroko rozpisuje się o działalności Hermana nazywając go właśnie w ten sposób.
No to mam cię bratku, pomyślałem i z zapałem zabrałem się do dalszych poszukiwań jego poczynań.  
Mniemam, iż Herman już jako człek młody musiał zdradzać predyspozycje do piastowania ważnych urzędów, co zaowocowało powierzeniem mu wicekomturstwa elbląskiego. Jednak jego kariera nabrała pełnego blasku dopiero po mianowaniu go na pierwszego po wielkim mistrzu, a drugiego po Bogu, w okręgu elbląskim. Jako komtur pełnił on w swoim okręgu władzę administracyjną, sądowniczą i skarbową. Pełnie władzy jednak osiągnął dopiero przybierając tytuł wielkiego szpitalnika. Nie będę się tu rozpisywał ile i jakich szpitali, miał pod sobą nasz Hermannus bo nie to jest miarą jego ważności w państwie zakonnym. Chodzi o coś zupełnie innego. Tytuł wielkiego szpitalnika, który nierozerwalnie był połączony z tytułem komtura elbląskiego, wraz w takimi szarżami jak: wielki komtur, wielki marszałek, wielki szatny, wielki skarbnik tworzył tzw. radę dostojników. Rady te, zaczęły się tworzyć mniej więcej od czasu przeniesienia stolicy zakonu do Malborka, a ich główną funkcją było doradzanie ale też ograniczanie pochopnych działań i decyzji wielkiego mistrza. Tak więc jednym susem ze zwykłego komtura, stał się jedną z ważniejszych osób w państwie zakonnym.

schemat
Schemat wg K.T. Gassa i S.M. Kuczyńskiego. Źródło:S.M. Kuczyński, op. cit., s.69
https://www.historia-wyzynaelblaska.pl/czasy-krzy-ackie.html

O! Miałem ci ja nosa do tego Elbląga! Nie tylko jedna z ważniejszych komturii to i jeszcze sam komtur to rycerz jak ta lala, a nie żadna tam cienka fitka lub inne popłuczyny. Jak wieść niesie, a źródła podają, Hermanek nasz nie tylko przyłożyć potrafił ale też i o włości zadbać umiał i obronić gdy taka potrzeba się pojawiła. A pojawiła się i to za sprawą samego króla polskiego Władysława Łokietka, który to w 1330 najechawszy ziemię chełmińską podszedł z wojskiem pod Kowalewo  Pomorskie i rozpoczął oblężenie. Oblężenie to chyba za duże słowo, gdyż koroniarze nastawieni byli bardziej na wyprawę łupieżczą niż na zajmowanie twierdz i nie mieli ze sobą odpowiedniego zaplecza inżynieryjnego. Ale lepiej o tym opowie fragment książki Piotra W. Lecha pt. „Pierwsza wojna Polsko-krzyżacka 1308-1343”, który pozwolę sobie tu przytoczyć:

"...Podszedł więc Łokietek pod zamek Kowalewo (Schonsee), broniony przez komtura Hermana von Oppen. „I dziwne stąd stały się rzeczy - relacjonuje nam Wigand - Gdyż brat Herman de Oppin tameczny komandor, rodem Sas, dzielnym umysłem na Polaków uderzył, a chociaż miasteczko było liche, nigdy bramy zamknięte nie były. Gdyż Prusacy wychodzą i po nieprzyjacielsku strzałami i pociskami na Polaków i na ich obóz uderzają. Tak z sobą walczą przez cztery dni. Piątego dnia król nie bardzo zaszczytnie odszedł". Sprawa jest zagadkowa i chyba w tym miejscu można zgodzić się z J. Ptakiem, który zasugerował, że najeźdźcy zbyt usilnie nie szturmowali tego zamku, lecz grasowali po okolicy luźnymi oddziałami, przeciwko którym Herman von Oppen czynił wycieczki z twierdzy..."

Była to pierwsza konfrontacja Herman vs Władysław i trzeba przyznać, że Krzyżacy byli tu górą, a Herman sprawił, że król odszedł niepyszny i zmartwiony.  Rok później w 1331 roku, podczas kampanii wrześniowej, mającej na celu trwałe oderwanie Kujaw od korony (swoją drogą jakby Niemcy sobie nie zrobili jakiejś kampanii wrześniowej to by byli chorzy)  jak miało się okazać, doszło pomiędzy panami do drugiej konfrontacji. Tym razem to król polski sprawił, że Herman odszedł, może nie niezaszczytnie, za to do wieczności. Tak kończy się jego kariera zakonna i schodzi z kart historii prosto do mojej skrzyneczki na figurki, gdzie sroży się i twardą ręka zawiaduje wojskiem krzyżowym i załogą zakonną.

bitwa
Straszna jest ostateczność śmierci. Jeszcze chwilę temu Herman był wysoki,
 a teraz jest już tylko długi.
Władysław Łokietek po bitwie pod Płowcami- Juliusz Kossak (ilustracja z Albumu jubileuszowego Grunwald , Warszawa 1910).
https://histmag.org/Bitwa-pod-Plowcami-wygrana-w-przegranej-13980

Pozwól, jeszcze, drogi czytelniku, że opiszę jeszcze jedną przygodę Hermana, która to wydarzyła się kilka dni przed bitwą pod Płowcami, a w której nasz bohater miast chwałą to raczej hańbą się okrywa. Tym razem damy dojść do głosu panu Marianowi Biskupowi który w książce pt. „Wojny Polski z Zakonem Krzyżackim 1308-1521” pisze:

„Ofiarą kilkudniowej wyprawy, z której możliwością zupełnie nie liczyło się uprzednie polskie dowództwo, padło 19 września miasteczko Szadek, a następnego dnia stołeczny Sieradz nad Wartą – miasto i gród (skąd uciekła szczupła załoga polska przerażona liczebnością wroga), które zrabowano i spalono. Ocalały tylko kościoły, w których jednak krzyżaccy zdobywcy dokonali rabunku i gwałcenia chroniących się tam kobiet. W kościele dominikanów przeor Mikołaj, uprzednio przebywający w konwencie w krzyżackim Elblągu, na próżno błagał znanego mu komtura elbląskiego Hermana von Oettingena, aby oszczędził przybytek boży. W rezultacie zginąć miało kilkaset  osób w mieście, w którego rejonie spalono  16 kościołów.”

Nie musiał długo czekać na sprawiedliwość nasz komtur, nie musiał. I dobrze mu tak, że poległ, a i on się pewnie ucieszył i wielce kontent był, gdyż śmierć rycerską znalazł, a nie przez jakieś lumbago lub inną zarazę, co to można od dziewki wszetecznej załapać, a potem człowiek…ech zaraza….dużo by pisać.

Tamtaradej!

 

1 komentarz: