Ogromniem rad z Twej wizyty czytelniku i cieszę się wielce, żeś nie bacząc na trudy i wszechobecny pośpiech, znalazł trochę czasu i zaszedł do mojego skromnego skryptorium. Rozsiądź się wygodnie i czytaj do woli, a gdy przeczytasz daj znać czy to, coś przed chwilą widział, było interesujące i czy kierunek którym obrał w tym poście, jest ciekawym i pożądanym. Będzie to bowiem post trochę inny od reszty, gdyż nie znajdziesz tu opisu modelarskich wyczynów ani sagowych perypetii. Będzie to post trochę w stylu: „a teraz coś z zupełnie z innej beczki”.
Od dłuższego czasu już opisuję, głównie na facebooku,
przygody dowódcy mojej krzyżackiej armii czyli elbląskiego komtura Hermana von
Oppena. Przedstawiając go w krzywym antropomorficznym zwierciadle moich postów,
rysuję go jako bezkompromisowego dowódcę moich sił zakonnych często
wspomaganych pomocniczymi armiami krzyżowymi. Nadane mu w celach
uatrakcyjnienia i ubarwienia moich opisów cechy charakteru to tylko moja
licencja poetica i zapewne sporo mijają się z prawdą. Ale czy na pewno?
Spróbowałem to ustalić. A, że nie jestem
historykiem i mój warsztat w tym zakresie jest dosyć skromny to było to zadanie
dosyć karkołomne. Czy się udało? Na to pytanie musisz odpowiedzieć drogi
czytelniku, sam.
Komtur Herman von Oppen szarżujący na fotografa. |
Makieta elbląskiego zamku wysokiego. http://www.znaczki-turystyczne.pl/znaczkowe-miejsca-turystyczne/elblag-stare-miasto-c683 |
Makieta starego miasta w Elblągu. http://www.znaczki-turystyczne.pl/znaczkowe-miejsca-turystyczne/elblag-stare-miasto-c683 |
Sprawdźmy zatem jak to drzewiej z panem Komturem bywało. W pozycji pana Norberta Delestowicza na stronie 220 znajdziemy krótki opis naszego bohatera, który pozwolę sobie tutaj zacytować:
„Herman von Oppen (Herman, Hermannus, Herman Sachsze, Hermanus Saxo, Herman
von Oppin). Po raz pierwszy brat ten jest wzmiankowany jako wicekomtur Elbląga
od 24 czerwca 1314 do 28 sierpnia 1320 roku. W tym czasie w źródłach występuje
jako Herman Saxo. Jest najpewniej tożsamy z Hermanem von Oppen, który sprawował
funkcję komtura elbląskiego od 8 listopada 1320 roku aż do swojej śmierci 27
września 1331 roku, kiedy to poległ w bitwie pod Płowcami. Ponadto od 14 lutego
1327 roku do swojej śmierci pełnił jednocześnie urząd wielkiego szpitalnika.
Ustalenie nazwiska Hermana sprawiło w historiografii trochę problemów. J. Voigt
nazwał wspomnianego brata Hermanem von Oettingen. Tym tropem podążył
również G. A. von Mülversted.
Herman sam siebie nazywa w wystawianych dokumentach tylko z imienia. Podobnie
zapisany jest w Kronice Piotra z Dusburga i Kronice oliwskiej oraz u Dułgosza.
Natomiast u Mikołaja z Jeroschina występuje jako Herman von Oppin. Podobnie
nazywa go Wigand z Marburga, dopowiadając, że był nacione Saxo.
W wyniku badań, przeprowadzonych przez. Scholza zostało ustalone, że Herman
pochodził z rycerskiej rodziny von Oppen (badacz używał formy von Oppin)
osiadłej niedaleko miasta Bad Belzig. Część rodziny wyemigrowała do Prus, gdzie
są poświadczeni od XIV wieku. W pruskiej prowincji zakonu jest obecny w I
połowie XIV wieku również Otto von Oppen, który nie zrobił już takiej
kariery jak jego krewniak.”
Komtur powraca zadowolony po udanej szarży na fotografa |
O ile, jak pisze pan Norbert, ustalenie nazwiska Hermana
przysporzyło historiografom trochę problemów, to mnie prawie sparaliżowało,
ponieważ mrowie jego nazw wpływało bardzo destrukcyjnie na moje poszukiwania, a
brak naukowo-historiograficznego warsztatu doskwierał jak nigdy dotąd. I
dopiero to jedno zdanie traktujące o tym jak nazywał Hermana J. Voigt,
poukładało mi większość puzli. W wielu pozycjach nasz bohater występuje bowiem
jako „von Oettingen”. Sam pan Marian
Biskup szeroko rozpisuje się o działalności Hermana nazywając go właśnie w ten
sposób.
No to mam cię bratku, pomyślałem i z zapałem zabrałem się do dalszych
poszukiwań jego poczynań.
Mniemam, iż Herman już jako człek młody musiał zdradzać predyspozycje do
piastowania ważnych urzędów, co zaowocowało powierzeniem mu wicekomturstwa
elbląskiego. Jednak jego kariera nabrała pełnego blasku dopiero po mianowaniu
go na pierwszego po wielkim mistrzu, a drugiego po Bogu, w okręgu elbląskim. Jako
komtur pełnił on w swoim okręgu władzę administracyjną, sądowniczą i skarbową. Pełnie
władzy jednak osiągnął dopiero przybierając tytuł wielkiego szpitalnika. Nie
będę się tu rozpisywał ile i jakich szpitali, miał pod sobą nasz Hermannus bo
nie to jest miarą jego ważności w państwie zakonnym. Chodzi o coś zupełnie
innego. Tytuł wielkiego szpitalnika, który nierozerwalnie był połączony z
tytułem komtura elbląskiego, wraz w takimi szarżami jak: wielki komtur, wielki
marszałek, wielki szatny, wielki skarbnik tworzył tzw. radę dostojników. Rady
te, zaczęły się tworzyć mniej więcej od czasu przeniesienia stolicy zakonu do
Malborka, a ich główną funkcją było doradzanie ale też ograniczanie pochopnych
działań i decyzji wielkiego mistrza. Tak więc jednym susem ze zwykłego komtura,
stał się jedną z ważniejszych osób w państwie zakonnym.
Schemat wg K.T. Gassa i S.M. Kuczyńskiego. Źródło:S.M. Kuczyński, op. cit., s.69 https://www.historia-wyzynaelblaska.pl/czasy-krzy-ackie.html |
O! Miałem ci ja nosa do tego Elbląga! Nie tylko jedna z ważniejszych komturii to i jeszcze sam komtur to rycerz jak ta lala, a nie żadna tam cienka fitka lub inne popłuczyny. Jak wieść niesie, a źródła podają, Hermanek nasz nie tylko przyłożyć potrafił ale też i o włości zadbać umiał i obronić gdy taka potrzeba się pojawiła. A pojawiła się i to za sprawą samego króla polskiego Władysława Łokietka, który to w 1330 najechawszy ziemię chełmińską podszedł z wojskiem pod Kowalewo Pomorskie i rozpoczął oblężenie. Oblężenie to chyba za duże słowo, gdyż koroniarze nastawieni byli bardziej na wyprawę łupieżczą niż na zajmowanie twierdz i nie mieli ze sobą odpowiedniego zaplecza inżynieryjnego. Ale lepiej o tym opowie fragment książki Piotra W. Lecha pt. „Pierwsza wojna Polsko-krzyżacka 1308-1343”, który pozwolę sobie tu przytoczyć:
"...Podszedł więc Łokietek pod zamek Kowalewo (Schonsee),
broniony przez komtura Hermana von Oppen. „I dziwne stąd stały się rzeczy -
relacjonuje nam Wigand - Gdyż brat Herman de Oppin tameczny komandor, rodem
Sas, dzielnym umysłem na Polaków uderzył, a chociaż miasteczko było liche,
nigdy bramy zamknięte nie były. Gdyż Prusacy wychodzą i po nieprzyjacielsku
strzałami i pociskami na Polaków i na ich obóz uderzają. Tak z sobą walczą
przez cztery dni. Piątego dnia król nie bardzo zaszczytnie odszedł".
Sprawa jest zagadkowa i chyba w tym miejscu można zgodzić się z J. Ptakiem,
który zasugerował, że najeźdźcy zbyt usilnie nie szturmowali tego zamku, lecz
grasowali po okolicy luźnymi oddziałami, przeciwko którym Herman von Oppen
czynił wycieczki z twierdzy..."
Była to pierwsza konfrontacja Herman vs Władysław i trzeba
przyznać, że Krzyżacy byli tu górą, a Herman sprawił, że król odszedł niepyszny
i zmartwiony. Rok później w 1331 roku,
podczas kampanii wrześniowej, mającej na celu trwałe oderwanie Kujaw od korony
(swoją drogą jakby Niemcy sobie nie zrobili jakiejś kampanii wrześniowej to by
byli chorzy) jak miało się okazać,
doszło pomiędzy panami do drugiej konfrontacji. Tym razem to król polski
sprawił, że Herman odszedł, może nie niezaszczytnie, za to do wieczności. Tak
kończy się jego kariera zakonna i schodzi z kart historii prosto do mojej
skrzyneczki na figurki, gdzie sroży się i twardą ręka zawiaduje wojskiem
krzyżowym i załogą zakonną.
Pozwól, jeszcze, drogi czytelniku, że opiszę jeszcze jedną
przygodę Hermana, która to wydarzyła się kilka dni przed bitwą pod Płowcami, a
w której nasz bohater miast chwałą to raczej hańbą się okrywa. Tym razem damy
dojść do głosu panu Marianowi Biskupowi który w książce pt. „Wojny Polski z
Zakonem Krzyżackim 1308-1521” pisze:
„Ofiarą kilkudniowej wyprawy, z której możliwością zupełnie nie
liczyło się uprzednie polskie dowództwo, padło 19 września miasteczko Szadek, a
następnego dnia stołeczny Sieradz nad Wartą – miasto i gród (skąd uciekła
szczupła załoga polska przerażona liczebnością wroga), które zrabowano i
spalono. Ocalały tylko kościoły, w których jednak krzyżaccy zdobywcy dokonali
rabunku i gwałcenia chroniących się tam kobiet. W kościele dominikanów przeor
Mikołaj, uprzednio przebywający w konwencie w krzyżackim Elblągu, na próżno
błagał znanego mu komtura elbląskiego Hermana von Oettingena, aby oszczędził
przybytek boży. W rezultacie zginąć miało kilkaset osób w mieście, w którego rejonie
spalono 16 kościołów.”
Nie musiał długo czekać na sprawiedliwość nasz komtur, nie musiał.
I dobrze mu tak, że poległ, a i on się pewnie ucieszył i wielce kontent był, gdyż
śmierć rycerską znalazł, a nie przez jakieś lumbago lub inną zarazę, co to
można od dziewki wszetecznej załapać, a potem człowiek…ech zaraza….dużo by
pisać.
Tamtaradej!
Dobrze napisane i... ładnie pomalowane :)
OdpowiedzUsuń