czwartek, 28 września 2023

Hajda na Niepołomice -czyli Pola Chwały 2023

 

Było wesoło, było barwnie, było historycznie i było rozrywkowo. Czyli było jak zawsze. Prawie. Bo tym razem było jeszcze deszczowo. Na szczęście to „było” nie pojawia się tam corocznie, a nawet gdy uda mu się zawitać na taką imprezę, to nie jest w stanie jej popsuć.
Było minęło, możemy wreszcie powiedzieć o kolejnych niepołomickich Polach Chwały, ale nie będzie to do końca prawdą.

Było, owszem. Ale czy minęło? Ja wciąż jeszcze rozpamiętuję i rozsmakowuję się w tych mile spędzonych chwilach. Segreguję zdobyte informacje o różnych bitewnych systemach, oraz porządkuję i analizuję doświadczenia z gier. Przeglądam liczne fotografie, raz za razem wracając myślami do tamtego czasu. Cieszę się zawartymi nowymi znajomościami. Jednym słowem nadal trawię tę wspaniałą imprezę. A mniej fizjologicznie, a bardziej poetycko, napiszę tak: Nadal pozostaję pod jej magicznym urokiem.  Wciąż i wciąż, myślami biegnąc do tamtych chwil, a serce wtedy trzepoce…..no dobra, poniosło mnie. Tak czy siak, wciąż jestem pod jej wrażeniem. To chyba jedyna taka impreza, która udanie łączy pokazy rekonstrukcyjne z turniejami gier bitewnych i planszowych. Tylko tam dochodzi do sytuacji, gdzie nad stołem, na którym toczy się zażarta figurkowa walka, pochyla się powstaniec, Rzymianin i żołnierz Wermachtu, wspólnie kibicując którejś ze stron.
Hmm? A może by tak powspominać raz jeszcze. Tylko tym razem wszystko opisać? Spróbujmy zatem.

plakat

To, że znów zawitam na tegorocznych Polach Chwały było pewne od początku. Ale, że zawitam tam jako nieoficjalny „demonstrator” systemu Saga zaskoczyło nawet mnie. No zaraz, zaraz- zapytacie. A nie miałeś tam jechać jako uczestnik oblężenia chocimskiego, organizowanego przez Jarka z KGH? Przecież bez pomocy rotmistrza Tęgowoja, prawie pierwszej szabli w koronie, to udać się nie może! Też byłem pełen obaw, ale uspokoił mnie Jarek zapewniając, iż rotmistrz, choć jest tylko małą 15mm figurką, sam da sobie radę i zadanie wypełni, bo na nim przecież polegać można jak na Zawiszy. (Zapewne go znacie. Taki niewysoki, z Grabowa. Typowy Sulimczyk.) To mnie uspokoiło i zdecydowałem się poprowadzić mały pokaz sagi. Oczywiście nie sam, bo pomagali mi w tym Bartek i Michał, dzielnie dzieląc swój czas pomiędzy obowiązki i grę. Właściwie to nie bardzo miałem możliwość niezdecydowania się gdyż, Komtur Herman, gdy tylko zwiedział się o takiej możliwości, tak zaczął rozrabiać i takie tumulty wśród modeli wszczynać, że nie miałem wyjścia. Swoją drogą niezłą musiał nasz krzyżak, zbudować siatkę informatorów, skoro się o tym wydarzeniu dowiedział. W skrzynce na figurki nie ma wszak dostępu do internetu. Muszę go bardziej pilnować na przyszłość. No ale wróćmy do opowieści. Pomysł by rozłożyć się na Polach Chwały z Sagą zrodził się samoistnie. Ot zwykły przypadek. Zapytałem czy ktoś będzie tam z tym systemem. Okazało się, że nie. A, że chęć na takie spotkanie wyrazili wspomniani Bartek i Michał, a ja i tak jechałem tam na Ogniem i Mieczem, to sprawa stała się prosta. Decyzja była tak spontaniczna, że nawet nie zdążyliśmy poinformować organizatorów o naszych planach. Będąc już wcześniej uczestnikiem tej imprezy, wiedziałem, że bez problemu, uda nam się znaleźć kawałek blatu i miejsca by rozłożyć się ze swoim stanowiskiem, czy też w tym przypadku, sagowiskiem. Tak też się stało i znaleźliśmy miejsce przy boku wystawy Boltera, w pomieszczeniu gdzie był rozgrywany turniej w „Togo Heihachiro”. O tym systemie słów kilka jeszcze napiszę.

saga

Gra była luźna i wesoła. I choć Herman von Oppen wciąż robił mi wyrzuty, iż za lekce sobie ważę tę bitwę, to do końca stylu nie zmieniliśmy. Właściwie to bardziej prezentowaliśmy system, niż graliśmy.  Bowiem stół pełen terenów 3d i rozpoznawalne figurki zakonne, działały jak magnes na ludzi z zewnątrz i ze środowiska graczy.  Muszę tu podziękować Bartkowi, że dzielnie znosił moje wielominutowe dyskusje i prezentacje. Ba! Znosił. Brał czynny udział i niejednokrotnie to na jego barkach spoczywał ciężar tłumaczeń i zachęcań.
No ale jak gra, to ktoś musi wygrać. Herman jak to na krzyżaka przystało, nie chciał słyszeć o żadnej skomplikowanej taktyce, tylko pognał z jazdą do szarży ile kopyta dały. Na nic zdały się moje prośby i tłumaczenia, iż to nie najlepsza taktyka na jomswikińskie hordy, i że potrzeba tu trochę subtelności i wyrachowania, a nie tylko „wyżynać pogan” i do przodu. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Po pierwszych sukcesach krzyżaków, jomswikingowie otrząsnęli się, zwarli szeregi i spuścili porządne lanie panom w płaszczach. Herman do dziś ma gębę obitą jak po weselu w remizie. Ale jak go znam, pewnie go to nic nie nauczy.
Po tej rozgrywce, zostawiłem stojny w tereny stół, by cieszył oko i nadal budził zainteresowanie Sagą wśród gawiedzi i ruszyłem na obchód po bitewniakowych salonach.

W piwnicach zamkowych znów, w najlepsze trwał turniej Ogniem i Mieczem. Piszę: znów, bo w ostatnim roku turnieju się nie odbył. Spowodowane to było przesiadką na drugą edycję tego systemu. Cóż to był za widok! Stół za stołem zastawiony gotowymi do walki chorągwiami, regimentami, oddziałami. Aż łza się w oku zakręciła i trochę mi się żal zrobiło, iż nie zdążyłem uszykować swoich wojsk pod druga edycję. No ale co się odwlecze……

oim

oim

oim

 Opuściwszy zamkowe piwnice, trafiłem do pomieszczeń w których dominowała II w światowa. Tam ogromna makieta, pełna figurek walczących żołnierzy spowodowała całkowity i bezdyskusyjny opad mojej żuchwy. Gdy już się pozbierałem, na moje nieszczęście, odwróciłem się, a tam wielka bitwa w system „Lasalle”. I znów żuchwa zahaczyła mi o nogawki. Zawsze, gdy widzę taki rozmach i ten ogrom pracy włożony w realizację takiego projektu, nachodzą mnie myśli o tym, iż powinienem się zająć czymś innym. Np. hodowlą indyków lub zbieraniem stonki, a nie dłubać te swoje półziemianki. Muszę tu przyznać, że „Lasalle” zrobił na mnie duże wrażenie i w najbliższym czasie na pewno przyjrzę się mu bliżej.

iiww

iiww

iiww

Lasalle

Lasalle

Lasalle

 
Pożegnawszy tę salę, wróciłem do pokoju okupowanego przez Boltera, gdzie obok jego stoiska trwały turniejowe walki morskie w system „Togo Heihachiro”. Polski system, mała skala, bitwy morskie, podręcznik w polskiej i angielskiej wersji językowej…czego chcieć więcej. Ciekawy, bazujący na pewnej bezwładności system rozkazów, oraz zachowanie inercji w ruchu okrętów znacząco podniosły poziom mojego zainteresowania tym systemem. Po długiej i miłej rozmowie z twórcą tej gry Maciejem Molczykiem postanowiłem zakupić starter dla dwóch osób, z myślą o naszym klubie gier Alchemia. Na nieszczęście już się skończyły na stoisku i będę musiał dokonać tego internetowo. 

togo

Togo Heihachiro


Obchodząc się smakiem, poganiany przez zapadający zmierzch i rodzinę wpadłem jeszcze z krótką towarzyską wizytą do stoiska Wargamera, gdzie uciąłem sobie miłą pogawędkę z „Sosną” na temat drugiej edycji Ogniem i Mieczem.

sosna

 W pomieszczeniu tym, natknąłem się na kolejny polski system bitewny osadzony w realiach początków II wojny światowej: „Wrzesień 1939”. Słyszałem o tym systemie wiele  dobrego i trochę złego, Ocho! Pomyślałem. Skoro budzi takie skrajne emocje to może warto mu się przyjrzeć. Co też zrobiłem, a w czym ochoczo dopomógł mi Tomasz Kowalczyk. Ojciec tego projektu. Jeśli miałbym porównać „Wrzesień 1939” do innego systemu wojennego, to od razu przychodzi na myśl „Battlegroup”. Od dłuższego czasu szukałem wojennego systemu, Zakupiłem nawet jakiś czas temu brytyjskich „spadaków” do Bolta wraz z kościami i podręcznikami, ale jakoś chyba jeszcze do tego nie dojrzałem. Za to „ Wrzesień 1939” ujął mnie na tyle, że od razu zakupiłem podręczniki. A teraz czekam na figurki. Ponieważ to już robi się materiał na osobnego posta, którego zamierzam napisać już wkrótce, pozwolisz czytelniku, że tutaj zakończę opis tego systemu. 
wrzesień

I tak skończyły się moje figurkowe hece na niepołomickim zamku. No nie tak zupełnie, bo jeszcze został Jarek i jego oblężenie. Ale do tego przejdę na sam koniec. Teraz jeszcze rozsypię słów kilka o niebitewniakowej części imprezy. Jak zwykle było barwnie, głośno i multiperiodycznie. Co tworzy niezapomniany klimat tej imprezy. W krótkich przerwach pomiędzy grami i prezentacjami udało mi się „postrzelać” z mg42, obejrzeć moją córeczkę w coraz to nowej sukni z epoki. A to dzięki miejscowej wypożyczalni strojów i cierpliwości oraz pomocy jej właścicieli. Obejrzeć ciekawą i baaardzo głośną inscenizację likwidacji gniazda wyżej wspomnianego mg42. Spotkać Rzymian, Gotów, powstańców, żołnierzy różnej narodowości i okresów, których i sam Herman von Oppen, komtur elbląski, by nawet nie zliczył. Nie zliczył by również, kogo jeszcze udało mi się tam spotkać. A to dlatego, że wtedy, wciąż jeszcze nie odzyskał przytomności po ostatnich rycerskich bęckach. Leżał grzecznie w skrzyneczce na figurki i majaczył coś o jomswikińskich psach.

park

cp

 
Po tych wszystkich przygodach, nadszedł najwyższy czas, aby zobaczyć, co słychać u Jarka i jak rotmistrz Tęgowoj znosi trudy oblężenia. Stół na którym toczyła się ta bitwa, robił ogromne wrażenie.

Jarek

oim

Ogniem i Mieczem

Jak zwykle liczba modeli oraz przygotowane tereny powalały i sprawiały, że modelarska dusza uśmiechała się od ucha do ucha. Więcej o tym przeczytać można na blogu Klubu Gier Historycznych, do którego link znajdziesz po prawej stronie bloga.
Ale zanim tam umkniesz, przeczytaj proszę, jeszcze te parę zdań, które tu zapisałem. Kończy się, bowiem moja opowieść o tej imprezie. I podsumowując ja w kilku słowach, mogę powiedzieć, że było świetnie, tłusto i wesoło. Najważniejszym jednak jawi mi się powrót turnieju Ogniem i Mieczem oraz dalszy rozwój tego wspaniałego systemu.
Bo o balu na zamkowym dziedzińcu, niespodziewanej butelce trójniaka i nocnym hotelowym graniu w „Neuroshimę”, wspominać mi, nijak nie wypada.

Hmm? I jak teraz to zakończyć? Spróbujmy może parafrazując słowa pieśni Jacka Kaczmarskiego:

Hej kto szlachta!
Za Kmicicem!
Hajda na Niepołomice!

Tamtaradej- dodał poobijany komtur.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz